Sople sobie zwisają z dachu,
do odśnieżania brak zamachu.
Brodzisz sobie po brei,
pełna będąc nadziei,
że nic ci nie spadnie na głowę z dachu.
Na szczęście jechał przede mną pług,
dokładnie usunął śnieg sprzed nóg.
Jedynie mniejsze odcinki,
przebyłam bez przecinki.
Do ośnieżania zabrakło sług.
Krzak się rozkraczył pod śniegu naporem,
no i prawie poległ.Skąd ja sił nabiorę ,
by te świąteczne porządki ,
prezenty, potrawy, gałązki...
To tak jakby mierzyć się z potworem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę trzymać się tematu wpisu.