Jak dla kogo leniwa, ale nie dla mnie.
rano wstałam, zakupy zrobiłam, nie kłamię.
Dwóch facetów tu mam
jeden godną emeryturę ma
a drugi to nic nie ma .
Wszelkie nauki, które otrzymałam,
na ten mój stan chrześcijański, to wszystko kłamie
a wręcz odpycha od tego stanu katolickiego.
To nie jest dla mnie.
Dlatego prawdy dochodzę po mojemu...,
*
Ale jakoś, póki co, siły mam,
to się tym wszystkim nie załamuję.
Nawet nie wolno mi,
się użalać nad losem swym.
Fotki nie będzie.
Kto by tu zamieszczać chciał ,
kilogram ponad schabu,
który akurat, teraz ćwiartuję
na porcje,
One się teraz gotują,
do obiadu będą podane w sosie koperkowym.
A te pozostałe kawałki, znaczy się plastry,
to na juro mam,
jako schaboszczaki będą ubijane, panierowane,
z kapustką kiszoną i z surówką podane ....
Ziemniaków nie pomijając.
Jakoś nie wyobrażam sobie, gdyby doszło do czegoś takiego,
OdpowiedzUsuńjak amputacja stopy.
Z teściową już ten temat przerabiałam,
lata temu.
Widocznie powtórka ale nie z rozrywki się kłania...
To będzie zależało od podejścia chorego do tej sprawy - czy będzie w stanie leczyć cukrzycę (a to wymagająca sporej dyscypliny choroba).
OdpowiedzUsuńNa stopę można zdobyć maść z antybiotykiem. Czasami potrzeba antybiotykow doustnych. Można ze zdjęciami tej stopy udać się do lekarza rodzinnego pacjenta. Lub wezwać lekarza (diabetologa) do domu w celu udzielenia porady (oczywiście, jeżeli pacjent nie trzasnie mu drzwiami przed nosem).
I tu jest pies pogrzebany - czy pacjent zechce wspolpracować. Jeżeli nie jest ubezwlasnowolniony to, teoretycznie, sam za siebie odpowiada. Potrzeba by było porozmawiać z psychiatrą jak on widzi leczenie cukrzycy u pacjenta. Czasami można pacjenta umieścić w szpitalu aby poprawić jego stan psychiczny (w jakimś sensownym, nie mordowni), żeby był w stanie dalej się leczyć.
Wczoraj pan Michał z MOPSu u nas był.
OdpowiedzUsuńSprawa jest kontrolowana,
Leczenie trzeba zacząć od głowy,
tak mi powiedział.
Póki co, czekam na komisję w sprawie orzeczenia o niepełnosprawności jego, która to się odbędzie w 16 marca,
a dzień wcześniej umówioną wizytę mam u psychiatry jego.
Nie będę się poświęcała, ze zdjęciami chodząc do lekarza pierwszego kontaktu jego (on jest niemiły i arogancki)
Na jakąś wariatkę bym wyszła z tym aparatem i zdjęciami.
Póki co, zagrożenia życia nie ma, zatem karetki nie wzywam.
Do wielu już miejsc dzwoniłam, jak mam postępować,
nawet nagrania mają jako dowód,
że nie przemilczam przypadku tego.
Bardzo dużo dla Niego robisz. Więcej, niż można od Ciebie oczekiwać. Dostaje dach nad głową, wikt i opierunek. Martwisz się o Niego i znosisz to, co choroba z Nim wyprawia. To co mogłabyś zrobić to spotkać się z psychiatrą, żeby powiedział jak skłonić pacjenta do leczenia cukrzycy - jakie propozycje ma lekarz. I poprosilabym, żeby te zalecenia zapisał z datą. Odnotowal Twoją wizytę w karcie pacjenta. Albo po wezwaniu do domu, żeby to napisal. Miałabyś jakiś ślad po tym, że chcesz choremu pomóc a ci, którzy powinni Ci w tym wesprzeć - nieprzedstawiają Ci żadnych sensownych sposobów poradzenia sobie z tą sytuacją .
OdpowiedzUsuńO, ubieglas mnie swoim wpisem 🙂
OdpowiedzUsuńCzasami jest bardzo trudno ustawić leki pacjentowi - aby był w stanie rozeznać się w rzeczywistości. Trzeba wielokrotnie zmieniać dawkę/lek. Ale czasami udaje się to w miarę szybko przeprowadzic. Ale w warunkach szpitalnych. I bywa, że pacjenci chcą dalej się leczyć i chodzą dalej na wizyty - pozwalają się monitorować i pomóc sobie. Nie jest tak zawsze. Trzeba też mieć w głowie, że Ty też jesteś ważna. Nie mniej niż pacjent. I Tobie też przydała by się fizyczna podpora i wsparcie w pielęgnacji pacjenta.
OdpowiedzUsuńJa nie wiem czy syn cukrzycę ma,
OdpowiedzUsuńto są tylko moje przypuszczenia
o moje rodzinne doświadczenia, nie jestem lekarzem.
Może sobie jakieś bakterie wyhodował,
multum ich jest, skarpet od lat nie zmieniając,
tylko jedne na drugie nakładając.
Zaniedbany higienicznie jest od lat!
Włosów nie nie myje ani ciała,
brody nie przycina.
Własny pokój ma, pościel mu zmieniam,
okruchy likwiduję,
gdyż lubi na leżąco jeść
Moja walka z nim, mi przypomina taki obrazek,
jakby mrówka ze słoniem walczyła.
Och Goldi, gdyby leki czy tabletki jakieś uzdrawiały,
OdpowiedzUsuńto już dawno by był uzdrowiony,
wszak już wszystkie leki przeszedł,
od rispoleptu zaczynając a na anzorinie , kepitonorze,kończąc.
Są takie schizofrenie,
nieuleczalne, na których leku nie ma.
Co wyraźnie jego lekarz przyznaje,
że to nieuleczalny jest przypadek.
W języku lekarskim to brzmi tak, że "nie rokuje na wyzdrowienie"
i koniec kropka.
I tylko problem dla rodziny pozostaje.
Więc jest szansa, że to nie cukrzyca - uff, dobrze by było.
OdpowiedzUsuńTo delikatna sprawa - lekarz psychiatra może np. zlecić, że w trosce o niepogorszenie stanu zdrowia pacjenta, pacjent powinien znaleźć się w szpitalu aby wdrożyć mu efektywne leczenie (żeby był zdatny do jakiegokolwiek funkcjonowania -bodajże w swoim pokoju). Wielokrotnie bylam świadkiem szalonych napadów schizofrenika (z poturbowaniem włącznie), który na widok swojego lekarza psychiatry natychmiast się uspokajal. Ale każdy przypadek jest inny.
Tylko po to tu piszę, by jakoś te moje bolesne emocje rozładować.
OdpowiedzUsuńNie oczekuję na rady jakieś,
gdyż w sumie już je wszystkie, przerobiłam.
Może komuś coś pomoże, ten mój wpis, takim ludziom jak ja
ale odwagi nie mają by o tym pisać.
Obyś dużo siły miała. I żebyś dla siebie coś z życia wyluskac zdołała.
OdpowiedzUsuńTobie Goldi również sił wszelakich życzę,
OdpowiedzUsuńone potrzebne, gdyż pełnisz jednocześnie rolę matki i ojca.
Podziwiam Cię za to.
Ja nie dałabym rady, zbyt słaba psychicznie jestem.
Cieszy mnie, że pęknięcie wokół dużego palca mu się zasklepia.
Sądzę, że to od odparzenia stopy i braku powietrza.
Niedziela jest, odpoczynek się należy, po tych przejściach.